EUROPEJSKI DOM SPOTKAŃ - FUNDACJA NOWY STAW







"4 Ukraine" Siła kobiet
"4 Ukraine" Жіноча сила"
"4 Ukraine" Die Macht der Frauen



WERSJA POLSKA    УКРАЇНСЬКА ВЕРСІЯ    DEUTSCHE VERSION






WYWIADY W PROJEKCIE


Oksana

Dzień dobry! Jak masz na imię? Skąd jesteś? Gdzie się urodziłaś i Ile masz lat? Gdzie się uczyłaś?
Dzień dobry! Nazywam się Oksana. Urodziłam się we wsi Sołowji, powiat Starowyżiw obwodu Wołyńskiego. Po ukończeniu szkoły studiowałam na  uczelni medycznej we Lwowie, którą ukończyłam zanim ona stała Uniwersytetem.

Jak to się stało, że przeniosłaś się do Kowla?
Moja mama pochodzi ze wsi Dubowe i w pewnym momencie, kiedy jej mama zaczęła mieć słabsze zdrowie, przeniosłyśmy się do niej bliżej, żeby wesprzeć.

Opowiedz nam trochę o czasach sowieckich. W końcu urodziłaś się w czasach sowieckich i zahaczyłaś kawałek Związku Radzieckiego, jak to było? To znaczy, jakie jest twoje wrażenie teraz, jeśli spojrzysz wstecz?
Teraz, opierając się na własnych doświadczeniach z życia w niepodległej Ukrainie, możemy powiedzieć, że w tamtym czasie propaganda była dość silna. Praktycznie każdy był przekonany, że język rosyjski to coś tak ważnego, niepowtarzalnego, potężnego i poprawnego, a ukraiński to, no cóż, język wsi, chłopów, jest to język, który nie jest prestiżowym w komunikowaniu. Byłyśmy nawet w regionalnym ośrodku traktowane jak osoby, nie rozwinięte intelektualnie. Nawet na Uniwersytecie we Lwowie wykłady prowadzono było w jeżyku rosyjskim przez lata, i na moim pierwszym roku (1988 r.) też.

Jakie to uczucie urodzić się w ukraińskojęzycznej rodzinie, w ukraińskojęzycznym środowisku i zobaczyć, jak język rosyjski był uważany za coś bardziej prestiżowego?
Propaganda wpłynęła na wszystkich, wyglądało całkiem naturalnie, uczono nas, że „Lenin zawsze żyje”, że partia komunistyczna jest dla nas wszystkim, że prowadzi nas we właściwym kierunku. Naprawdę było tak. Na poziomie Wołynia, na poziomie takiej wsi-miasta, język ukraiński był znajomym, normalnym środowiskiem. Tyle, że jak się chciało mieć prestiżowe stanowisko, prestiżową pracę, to tam panował język rosyjski i trzeba było mówić po rosyjsku.

Co możesz nam powiedzieć o pierwszych latach niepodległości Ukrainy? To było 24 sierpnia 1991 roku, jak to było?
Fakt że studenci zawsze były aktywną siłą napędową. Nasi studenci, przedstawiciele naszej uczelni, byli uczestnikami Rewolucji na Granicie (studencka akcja protestacyjna od 2 do 17 października 1990 r. na rzecz niepodległości Ukrainy – red.) w Kijowie. Byliśmy bardzo aktywni na protestach. Nasze środowisko studenckie brało udział w destabilizacji sytuacji, protestowaliśmy, braliśmy udział w akcjach we Lwowie i w Kijowie. A sam moment ogłoszenia niepodległości nie był już tak wyrazisty. Więc wszyscy się cieszyli, ale żebyście zrozumieli, sytuacja ekonomiczna w tamtym czasie była dość trudna. Pod koniec istnienia Związku Radzieckiego był totalny brak   wszystkiego , więc my właściwie byliśmy zajęci poszukiwaniem niezbędnych rzeczy. „Zdobycie” było podstawą życia… aby przeżyć. Prawdopodobnie ta sytuacja gospodarcza w jakiś sposób przyćmiła polityczne znaczenie samego procesu. W pierwszych latach niepodległości sytuacja gospodarcza była nie mniej trudna, to znaczy przeżyliśmy, państwo w sensie politycznym szło gdzieś do przodu. Razem z nim posuwaliśmy się naprzód, w pewnym sensie „przetrwania”. Uczyli się przetrwania, byli mistrzami przetrwania, uczyli innych przetrwania, dzielili się swoim doświadczeniem.

Wspomniałaś już, że było to trudne pod względem ekonomicznym, mówiąc o „przetrwaniu”, ale jak to było w czasie Pomarańczowej Rewolucji, czy brałaś w niej udział?
KAŻDY brał udział w Pomarańczowej Rewolucji. Ukraińcy zawsze dążą do sprawiedliwości. Najbardziej aktywni byli wówczas ludzie z zachodu Ukrainy. Wiedzieli, jak żyć, chociaż sowiecka propaganda nadal była tam obecna, ale jej wpływ był mniejszy. Było nam bliżej, aby zobaczyć naszych sąsiadów (kraje sąsiedzkie jak Polska, Węgry itp.), porozumieć się z nimi i zobaczyć, że można żyć inaczej. Nie było tak silnych wpływów Moskwy jak na wschodzie, gdzie mieli bardzo silną integrację gospodarczą. Wschodnie regiony tego kierunku miały bardzo bliskie kontrakty gospodarcze z ośrodkami decyzyjnymi, Moskwą i Leningradem. Nie widzieli przykładów innego możliwego życia, do którego należy dążyć. A na zachodzie, zwłaszcza na Zakarpaciu, mieliśmy zupełnie inny poziom rozwoju. W latach 90. na Zakarpaciu istniały już dwupiętrowe domy prywatne z łazienkami na drugim i pierwszym piętrze. Wiedzieli, jak to się robi, bo widzieli u Węgrów, Polaków, Czechów. Jeszcze wtedy jeździli tam zarobkowo, mając możliwość zbudowania swojego życia inaczej, z ekonomicznego punktu widzenia.
A Pomarańczowa Rewolucja powstała na tle tniesprawiedliwości, kiedy zostaliśmy oszukani, nie po raz pierwszy. Po raz pierwszy zostaliśmy oszukani, kiedy wybrano Leonida Danyłowycza Kuchmę, wszyscy byli pewni, że Leonid Makarowicz (Kravchuk – red.) będzie kontynuował prezydenturę, ale coś poszło nie tak. Uważam, że pierwsze poważne sfałszowanie kart do głosowania stało się w momencie wyboru Kuchmy. Takiego polityka nikt nigdy nie popierał i nagle został prezydentem. To samo stało się, gdy prezydentem miał zostać Wiktor Yushchenko, cały naród miał nadzieję. Wszyscy widzieliśmy, jak coś idzie nie tak. I to w ogóle daleko od pierwszego powszechnego strajku politycznego, ale na poziomie wyborów po raz  pierwszy ludzie nie chcieli znosić jawnego kłamstwa (zwycieztwo Yanukovycha - red.) Nawet małe dzieci, a mój syn miał wtedy 4 lata, wszyscy chodzili z tymi pomarańczowymi flagami i mówili „jesteśmy za Yushchenką” – to było bardzo ciekawe.
To był ten moment, kiedy wszyscy poczuli jedność w jednym impulsie. Był taki wspólny kierunek emocjonalny, w którym czuło się, że nie jesteś tylko małą osobą, ale że jesteś siłą. I to poczucie władzy umożliwiło zorganizowanie takich rzeczy w przyszłości. Bo już z wiedzieliśmy, co to jest, jak to jest i że możemy coś z tym osiągnąć.

Od 2004 do 2014 roku Ukraina oficjalnie i uporczywie dążyła do integracji z Unią Europejską, ale nasz ówczesny prezydent Yanukovych postanowił przywrócić zbliżenie z Rosją. Rok 2013, jak żyło się w czasie trwania Rewolucji Godności? Czy rozumiesz, czym była wtedy Unia Europejska?
Jeśli cofniemy się nieco wstecz, życie w Ukrainie jest trochę jak na huśtawce, bo mamy na przemian tradycję wybierania prezydenta proeuropejskiego i wybierania tego, który bardziej skłania się ku Sowietom i Rosji. I to na przemian wygląda tak: Kravchuk – proeuropejski, Kuchma – priorytetowy pogląd na Wschód, Yushchenko – proeuropejski, a Yanukowych – wobec Rosji. Ogłoszono, że podpisujemy akcesję do Unii Europejskiej i większość ludności Ukrainy ciążyła w tym kierunku, choć bardziej wahał się wschód. Postrzeganie świata opierało się na wartościach sowieckich. Chociaż naprawdę duży wpływ miała stała rosyjska propaganda.
Jak patrzyliśmy na Unię Europejską? Z jednej strony zrozumieliśmy, że musi się wydarzyć coś lepszego. Z drugiej strony ta sama propaganda wbijała do głowy, że ekonomiczny standard życia tam nie jest taki wysoki. Rosja wykorzystała wszystkie rodzaje propagandy. Ale ten moment, kiedy osoba (prezydent Ukrainy Viktor Yanukovych) poszła podpisać dokumenty i przyszła z zupełnie inną decyzją - naprawdę oburzyła wszystkich. Ale muszę wyznać, myślę, że może naprawdę nie byłoby rewolucji, gdyby dzieci (młode ludzi – red.) nie były pobite – to właśnie ta czerwona linia poruszyła i podniosła całą Ukrainę

To znaczy, że pobicie stało się katalizatorem?
Tak, wszystko było jasne. Przecież dzieci były bite, a potem rodzice wyjechali. Dopiero rodzice, którzy wyszli, zrozumieli, że jeśli dzisiaj biją nasze dzieci, jutro będą bić inne dzieci i coś z tym trzeba zrobić.

Czy brałaś udział w Rewolucji Godności?
Nie, nie brałam. Miałam wtedy małe dzieci, nie było możliwości wyjazdu, chociaż gdyby życie potoczyło się inaczej, jestem pewna że bym pojechała.

No dobrze, ale czy byłaś na Krymie, perle ukraińskiej rekreacji, przed jego aneksją?
Tak. Byliśmy na wakacjach w 2005 roku. Byliśmy na Krymie, było wtedy dużo rosyjskojęzycznych (wśród tubylców – red.) , język ukraiński ich niby nie obrażał, tylko rzeczywiście reakcja była niejednoznaczna. Im było łatwiej, gdy komunikowaliśmy się po rosyjsku, ponieważ ich grupą docelową byli turyści z Rosji. Chociaż w zasadzie cała strefa (wzdłuż morza – red.) to jest kurort. Berdiańsk, Odesa nadal nie rozumieli znaczenia języka ukraińskiego. Tam ludność uznała, że ​​porozumiewanie się między sobą po ukraińsku - tak, proszę! Ale bądź miły dla ludzi, mów po rosyjsku - języku elit.

To znaczy, czy były jeszcze takie pozostałości z czasów sowieckich, kiedy język rosyjski był uważany za coś lepszego?
W niektórych miejscach nadal czasami pozostają takie.
Wtedy na Krymie bardziej szanowano ludzi zamożnych, tych, którzy przyjechali na odpoczynek. „Moskale” (Rosjanie – red.) i inni byli z nich bardzo zadowoleni. Przecież same te Rosjanki, kiedy nie mogły jeszcze w pełni wyjechać za granicę, najechały Krym i Soczi.

W końcu grupą docelową półwyspu byli zamożni Rosjanie?
To było dla nich przyjemniejsze, bo to były pieniądze. Krym zawsze żył w okresie wakacyjnym. W nich sezon urlopowy to zarobek. A potem smutek, smutek, zimno, wilgoć, ponuro i brak pracy. Problemem Ukrainy zawsze był brak pracy. Zachód Ukrainy rozwiązała ten problem, wyjeżdżając do UE w celu zarobków, podczas gdy wschód siedział, płakał po przeszłości i pił. I było to dla nich w porządku. Z tego powodu większość procesów wywołanych przez propagandę znalazła się na sprzyjającym gruncie.
Osoba została bez pracy po kryzysie spowodowanym nagłą zmianą władzy po rewolucji. W związku z tym ta sama osoba ma problemy rodzinne z powodu braku dochodów, i łatwiej jej uwierzyć w bajki, że będzie jej się znacznie lepiej żyć, jak wróci Związek Sowiecki. Niby „będzie rozdawał mieszkania, samochody, a nawet bezpłatne WYCIECZKI do sanatorium”. Propaganda wywoływała smutek za bajecznymi czasami sowieckiej „utopii”.

Początek rosyjskiej agresji w 2014 roku. Oznacza to aneksję półwyspu w lutym i inwazję zbrojną na Rosję na wschodzie w marcu. Jak to było?
Kiedy rozpoczęła się aneksja Krymu, z powodu propagandy, wielu ludzi szczerze wierzyło, że ich życie się poprawi. Część z nich zrozumiała, co tak naprawdę się dzieje, a druga część była tym zachwycona. W 2014 roku oglądanie tego wszystkiego było bardzo przerażające i niepokojące, ponieważ kiedy pojawiła się wiadomość, że wysokiej rangi personel wojskowy „zdecydowanie zaleca, aby nie stawiać oporu armii rosyjskiej i przejść na stronę Federacji Rosyjskiej”. To było naprawdę bardzo przerażające i oburzające.

Rosyjska agresja w Donbasie. Kiedy na wschodzie Ukrainy w 2014 roku Rosja pokazała całą moc agresji na Ukrainę, jak wpłynął na ciebie początek wojny?
Na szczęście to nie dotknęło mnie osobiście. Dopóki wydarzenia w Donbasie się rozwijały, nie dotyczyło to mnie osobiście. A kiedy w Ukrainie było ogłoszono pierwszą falę mobilizacji, wojna zapukała do moich drzwi. Brat mojego męża został wezwany do obrony Ukrainy і był zamordowany przez rosyjskich okupantów,. Był jedną z pierwszych ofiar na Wołyniu. Zginął pod Wołnowachą, gdzie Ukraina na ten czas poniosła najwięcej strat militarnych. Wtedy wszyscy zdaliśmy sobie sprawę, że w Ukrainie toczy się prawdziwa krwawa wojna o wolność i niepodległość naszego kraju. Ale najgorsze jest to, że sami mieszkańcy Wołnowachy, którzy w 2014 roku stali się ofiarami rosyjskiej propagandy, poddali się ich armii, wierząc, że Ukraińcy z zachodniej Ukrainy chcą zabrać im ziemię i „zjeść ich dzieci” – po prostu się przestraszyli. Propaganda padła na podatny grunt. Nawet wtedy nasz region stracił najwięcej żołnierzy w porównaniu z innymi regionami.

Jak wyglądało Twoje życie w latach 2014-2021? Czy naprawdę odczuwałaś wojnę w swoim codziennym życiu?
Wojna była na początku odczuwalna, wszyscy aktywnie śledziliśmy wydarzenia na froncie. Kiedy wojna rosyjsko-ukraińska była aktywna i gorąca. Potem państwo jakby przeszło na reżim, kiedy „wojna jest gdzieś daleko na wschodzie” i ludzie wrócili do mniej więcej normalnego biegu. Niestety to samo dzieje się teraz. Są ludzie, którzy są „zmęczeni” wojną, chcą żyć tak, jak żyli wcześniej. Jest to zrozumiałe, ponieważ człowiek nie może ciągle żyć w napięciu. Ale od 2014 roku aktywnie śledzę za wszystkim, chociaż od 2014 roku nie byłam wolontariuszem, byłam wśród ludzi, którzy im sympatyzowali. Czasami po prostu włączałam się w pomaganie, na przykład pomaganie w zbieraniu generatora dla wojska, ale nie miałam takiego stałego wolontariatu.

Każdy Ukrainiec przeżył 24 lutego na swój sposób. Jak ty?
Dla mnie 24 lutego zaczął się o wpół do szóstej rano, kiedy zadzwoniła nasza krewna. Zaczęła krzyczeć do telefonu: „Wojna się zaczęła. Kijów i Charków są bombardowane”. Do końca nie wierzyłam, że nastąpi inwazja na pełną skalę, chociaż były na to wszystkie bezpośrednie i pośrednie oznaki.
Jak wszyscy Ukraińcy, najpierw siedzisz przy telefonie 24 godziny przez cały tydzień i obserwujesz, co się dzieje. A potem przyszła świadomość, że to będzie trwało i dlatego coś trzeba zrobić.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z wolontariatem?
Otrzymałam telefon od znajomego, który poprosił mnie o profesjonalną pomoc. Wtedy nadeszła ogromna partia pomocy, a mianowicie leki z Włoch. Jako farmaceuta znam łacinę, dlatego nazwy leków są zwykle podobne, a ty już wiesz, do jakiej kategorii należy lek z substancji czynnej. Wtedy też powstała pierwsza paczka do „Wolontariackiej Setki” (organizacji wojskowej), którą jeszcze tego samego dnia nasze wojsko przewiozło do Kijowa. Pudełka zostały zaklejone taśmą wzmacniającą – było to bardzo bolesne (Pani Oksana żartuje, bo ten rodzaj taśmy jest dużo droższy niż zwykła taśma klejąca i nie jest przeznaczony do prac biurowych).

Jak znalazłaś się na Marlodzie (organizacja wolontariacka w Kowlu – red.)? Czy powiedziano ci od razu, że będziesz odpowiedzialna za paczki medyczne, czy jak to wyglądało?
Po prostu dalej wykonywałam swoją pracę... Właściwie nic się u mnie nie zmieniło, pracuję w aptece - zajmuję się lekami i poszłam na wolontariat - tam też zaczęłam pracować z lekami. Istnieje kilka szczebli kariery w branży farmaceutycznej. Możesz pracować w aptece, potem iść do pracy na produkcji, a następnie do pracy w magazynie aptecznym, lub możesz stworzyć sieć aptek, mówiąc relatywnie. Tak więc w swoim życiu pracowałam już w aptece, zarządzałam apteką, stworzyłam sieć aptek, a podczas studiów pracowałam na produkcji. I to dla mojego pełnego szczęścia brakowało mi stworzenia apteki. Spełniło się moje marzenie... (śmieje się). Marzenia się spełniają, prędzej czy później się spełniają. Trzeba je tylko odpowiednio sformułować, bo w końcu dostajesz to, czego chcesz, ale trochę nie tak, jak sobie to wyobrażałeś. (znowu śmieje się).

Co znaczy dla ciebie Marlog?
Marlog to ludzie. To Marlog przedstawił mnie bardzo fajnym, fajnym ludziom, z którymi w innych okolicznościach nie jest faktem, że bym się spotkała.

A czy wolontariat jest męczący? W końcu samo pojęcie „wypalenia emocjonalnego” jest znane wielu wolontariuszom, czy spotkalaś się z takim pojęciem?
W pierwszych miesiącach tak nie działało, bo byłam na adrenalinie. To jest dla nowe, coś interesującego się rozwija. Zmęczenie przychodzi właśnie teraz. Każdy wolontariusz czuje, że robi za mało. Kiedy dzieją się rzeczy na tak dużą skalę, jak wczorajsza (6 czerwca – red.) katastrofa z Elektrownią Nowokachowską... dostajesz informację, że poszkodowanych jest tak dużo… oni też potrzebują pomocy, wtedy rozumiesz, że po prostu nie jesteś w stanie wystarczająco pomóc wszystkim – i to cię powala. Po prostu poczucie bezsilności.

Wiem, że jesteś szefem młodej (chyba ma rok) organizacji społecznej „Marlog – Kaduceusz”. W jaki sposób ty i twój zespół doszliście do wniosku, że „nadszedł czas, abyśmy oficjalnie się zjednoczyli”?
Przyszłam tylko jako wolontariusz, aby wypełnić aplikacje, a mój zespół właśnie mianował mnie szefem organizacji pozarządowej. To jest taki „krzywy” rozwój kariery (śmieje się z powodu bardzo trudnej odpowiedzialności za organizację pozarządową, która spadła na jej barki). Nie marzyłam o tej odpowiedzialności, bo mam własne życie i tego już wystarczało, ale tak to miało być. To nie było moje życzenie, to było zadanie do wykonania.

Czym zajmuje się Twoja organizacja publiczna?
Nasza organizacja udziela głównie pomocy humanitarnej wojsku. W miarę możliwości z potrzebnymi lekami i środkami medycyny taktycznej.

Czy podczas Twojego wolontariatu były jakieś bardzo trudne lub zbyt emocjonalne zadania?
Każde drugie, jeśli nie każde. W końcu wolumeny, o które ludzie zwykle proszą, a nasze możliwości po prostu nie pasują. A ty z jednej strony chcesz dać z siebie jak najwięcej, a z drugiej strony, jeśli dasz z siebie wszystko, to następna prośba po prostu pozostanie otwartą. A ludzie po prostu mają nadzieję, błagają i czekają…

Wiem, że masz nagrody, nawet Marlog otrzymał „Złote serce” od prezydenta Wołodymyra Zełenskiego – jakie to uczucie?
Miło , że wysiłek jest zauważony na tak wysokim poziomie. To miłe, kiedy dostajesz takie uznanie za swoją pracę. To zasługa przede wszystkim całego zespołu zaangażowanego w wolontariat, każdego wolontariusza. Ale czasami, kiedy rozmawiasz przez telefon z ludźmi, którzy proszą o pomoc, pojawia się uczucie, że powinieneś zrobić więcej. To taki „syndrom wolontariusza”, który wymaga od ciebie większego wysiłku, chociaż panuje zrozumienie, że ogromna ilość pracy jest już wykonywana.

Gdybyś miała możliwość przemówienia do każdego Ukraińca, co byś powiedziała?
Dla tych, którzy jeszcze nie zrozumieli - Ukraina jest waszym państwem, a ziemia ukraińska jest najbardziej rodzimą rzeczą, jaką mamy. Wszyscy możemy uciec przed wojną, ale Ojczyzny innej nie będzie. Czas dorosnąć, zrozumieć i wziąć odpowiedzialność za własne życie i życie swojego kraju. Wojna trwa.
Ze światem jest trudniej, bo nasz świat jest zbyt różnorodny. Pewnie chciałem, żeby świat usłyszał, że trzeba mniej próbować niszczyć, a więcej tworzyć. Ten „wirus destrukcji” naprawdę jest dobry. Mimo to możemy zrobić tą planetę znacznie lepszej i wygodniejszej do życia. To boli, bo teraz nasze życie po prostu próbuje przetrwać.
Chciałabym jeszcze raz podkreślić, że Ukraina walczy o wolność nie tylko dla siebie, ale także dla całego cywilizowanego świata. Dlatego ważne jest, aby nam pomóc, bo po nas możesz zostać kolejnym.

Jak widzisz przyszłość Ukrainy?
W tej chwili istnieje zbyt wiele opcji przyszłego rozwoju. Wszyscy wierzymy, wiemy i mamy nadziję, że Ukraina zwycięży. Wszyscy myślący świadomie ludzie wiedzą, że mamy bardzo silnego przeciwnika. I bez względu na to, jak bardzo łudzimy się wiarą, że zwycięstwo już wkrótce nadejdzie, tak nie jest. Szybkie i łatwe zwycięstwo brzmi bardzo dobrze w teorii, ale w praktyce jest zupełnie odwrotnie. Społeczeństwo może dać się uśpić tymi obietnicami i zasnąć.Proszę zrozumieć, że nasze wysiłki na rzecz państwa nie powinny maleć, a wręcz przeciwnie, tylko wzrastać.
Wierzymy w dobrą i spokojną przyszłość Ukrainy, ale wciąż musimy włożyć w to ogromny wysiłek. Ja wierzę, że Ukraina będzie wolna i silna.

 






PORTAL WYŚWIETLONO 12401 RAZY






"4 Ukraine" Siła kobiet
"4 Ukraine" Жіноча сила"
"4 Ukraine" Die Macht der Frauen








Projekt finansowany przez:
Projekt gefördert durch:
Проект фінансується: