EUROPEJSKI DOM SPOTKAŃ - FUNDACJA NOWY STAW







"4 Ukraine" Siła kobiet
"4 Ukraine" Жіноча сила"
"4 Ukraine" Die Macht der Frauen



WERSJA POLSKA    УКРАЇНСЬКА ВЕРСІЯ    DEUTSCHE VERSION






WYWIADY W PROJEKCIE


Yulia Hrebeniuk

Yulia Hrebeniuk to jest Ukrainka z miasta Kowel, która niemal od początku inwazji jest wolontariuszką w centrum pomocy humanitarnej.

Bardzo proste i pierwsze pytanie brzmi: skąd jesteś, skąd pochodzisz i ile masz lat?
Yulia Hrebeniuk:Mam na imię Yulia, pochodzę z miasta Kowel na Wołyniu, mam 27 lat

Gdzie studiowałaś?
Yulia Hrebeniuk:Studiowałam w Kowlu jako inżynier-technolog, zanim zdobyłam wykształcenie wyższe na tym samym kierunku.

Jak możesz opisać swoje życie przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę? Jak to było?
Yulia Hrebeniuk:Po studiach pracowałam jako kierownik banku we Lwowie. Mój były mąż (wojskowy) służył w tym mieście.  A potem poszłam na urlop macierzyński i przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę byłam na urlopie macierzyńskim. Ogólnie byłam zadowolona ze swojego życia. Było szczęśliwe, natchnione, pełne wyzwań i celów. A przede wszystkim lubiłam podróżować po Ukrainie. Podróże wiele dla mnie znaczą, stąd czerpię inspirację.

Opowiedz nam o swoim mężu, jak się poznaliście? Jak dawno temu został wojskowym, przed czy może już po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę?
Yulia Hrebeniuk:W 2014 roku, kiedy zaczął się Majdan. Byłam na Majdanie, kiedy miały miejsce te wszystkie trudne wydarzenia. I to właśnie w Kijowie poznałam mojego przyszłego męża. W tym czasie jeszcze studiowałam na drugim roku, ale od czasu do czasu, w zasadzie co tydzień, trafiałam do Kijowa. Kiedy po raz pierwszy trafiłam do tej grupy ludzi zjednoczonych jedną misją, poczułam satysfakcję i motywację do pozostania w niej.
Na Majdanie byli inspirujący ludzie. I tam poznałam mojego przyszłego męża i po raz pierwszy usłyszałam pojęcie medycyny taktycznej.  Dowiedziałem się też, czym jest broń i byłam naprawdę przekonana o istnieniu takiego pojęcia jak „sztuka wałki”. Będąc nacjonalistą, mój mąż wiedział o tym wszystkim, zawsze miał duszę wolontariusza. Został ochotnikiem i poszedł walczyć jak tylko rozpoczęła się operacja antyterrorystyczna i do dziś walczy i broni naszej ziemi.
Mamy wspólną córkę Yarynkę, teraz ma 3 latka. Przede wszystkim nie chcę, żeby widziała tę straszną wojnę.
Mam też dziadka, który zgłosił się na ochotnika w 2014 roku, kiedy właśnie rozpoczęła się operacja antyterrorystyczna. Ze względu na wiek nie chcieli go przyjąć do Sił Zbrojnych, więc wrócił do domu i zgłosił się na ochotnika, niosąc pomoc żołnierzom na wschodzie. Ponadto mój tata zaciągnął się w 2020 roku i bronił naszego kraju podczas inwazji na pełną skalę, ale już w lipcu został ewakuowany z gorącego miejsca z udarem i wstrząsem mózgu. Teraz jest powołany i ma orzeczony stopień niepełnosprawności.

Jeśli się nie mylę, w 2014 roku byłaś jeszcze bardzo młoda i jak widzę nie byłaś z dala od wydarzeń, które działy się w kraju
Yulia Hrebeniuk:Więc. Miałam wtedy 18 lat. Od samego początku mój dziadek jechał do Kijowa, w pierwszych dniach, gdy tylko studenci zostali pobici i postanowiłam pójść za nim. Czułam, że moim obowiązkiem jest tam być, ponieważ nie było jasne, jak to możliwe... Bicie studentów, ignorowanie woli ludu... Tam po raz pierwszy spotkałam się z „Setką afgańską”, ich namioty stały obok namiotów protestujących z Wołyniu. I tak będąc w pobliżu, wszyscy się zaprzyjaźniliśmy i najbardziej zaskoczyła mnie ogromna obecność młodych ludzi.
Ogólnie rzecz biorąc, wszystko, co działo się na Majdanie, było straszne. Chociaż nie byłam osobiście obecna podczas wszystkich ataków, wciąż czułam niektóre z nich. Wtedy po raz pierwszy odczułam, że wszyscy jesteśmy bezbronni.

Więc zapoznałaś się z koncepcją „medycyny taktycznej” w 2014 roku. Może na Majdanie zajmowałaś się dostarczaniem „lekarstw taktycznych” albo ogólnie czym się zajmowałaś w czasie Rewolucji?
Yulia Hrebeniuk:Protestowałam przeciwko biciu studentów, a potem przeciwko prawu życia w demokratycznym i wolnym kraju. Bardzo kocham mój kraj i chcę tu mieszkać i mieć wolność i równe prawa. Spotkałam tam wielu chłopców i dziewcząt, którzy zgłosili się na ochotnika po rozpoczęciu rosyjskiej agresji lub zostali wolontariuszami, którzy zapewnili naszym obrońcom wszystko, czego potrzebowali.

Przenieśmy się do 2022 roku. Jak zaczął się dla Ciebie ten rok?
Yulia Hrebeniuk:Yulia Hrebeniuk:Rok zaczął się dobrze, pełen nowych celów i planów. Chociaż krążyły pogłoski o możliwej inwazji. Już wtedy przemawiał za tym mój były mąż, a znajomi wojskowi też ostrzegali, że coś jest możliwe. Ale żyłam swoim życiem i trudno było uwierzyć, że wojna może się rozpocząć w XXI wieku. Chociaż nadal byłam świadoma tej możliwości i ponieważ mogłam się obronić, poszłam na kursy samoobrony w Kowlu.
24 lutego, jak większość ludzi, obudziłam się z przerażenia i niezrozumienia, co się dzieje...

Chciałam Cię tylko zapytać o 24 lutego, jak zaczął się dla Ciebie ten dzień?
Pamiętam poranek. Obudziła mnie mama, która w tym momencie szła do pracy, a siostra szykowała się do wyjścia na studia. Natychmiast wezwano siostrę, aby powiedziała jej, żeby nigdzie nie wychodziła i była bezpieczna. A moja mama nadal poszła do pracy, chociaż długo jej wmawiałam, ale w końcu wróciła do domu. Potem wyjechaliśmy do wsi niedaleko Kowla, tam przecież prawdopodobieństwo ostrzału było mniej. Spędziliśmy tam około tygodnia, po czym wróciliśmy do miasta.
Mieszkamy na zachodzie kraju i panowała nadzieja, że tu będzie bezpiecznie. Chociaż dla mojej córki było to bardzo przerażające, nie wyjechaliśmy za granicę. Na wszelki wypadek obmyśliliśmy plan ewakuacji miasta w przypadku potencjalnego zagrożenia.

Wiem, że należysz do centrum humanitarnego „Marlog” – ten projekt powstał 4 marca 2022 roku. Jak zaczęła się Twoja historia w tym ośrodku?
Yulia Hrebeniuk:Po tygodniu pobytu na wsi zdałam sobie sprawę, że jest mi tam ciężko. W tym czasie zrozumiałam, co się dzieje i dlatego chciałam coś zrobić, a mianowicie pomóc krajowi, wojsku. Od samego początku chodziłam tkać siatki kamuflażowe w naszym lokalnym pałacu kultury. Potem szukałam w Internecie organizacji wolontariackich w Kowlu, było zero wyników. I wtedy zadałam sobie pytanie: „Dlaczego nie mamy czegoś takiego”. Ale bardzo szybko natknęłam się na post o poszukiwaniu wolontariuszy w Marlog International Volunteer Logistics Center. I od razu odpisałam na ten post. To było jakoś pod koniec marca.

Jak zaczął się dla ciebie Marlog, co to wtedy dla ciebie znaczyło?
Yulia Hrebeniuk:Od samego początku było to takie „mrowisko”, było bardzo dużo ludzi, których łączyła jedna misja. Wszyscy wokół chcieli przyczynić się do pomocy. Najpierw dostałam się do magazynu, który znajdował się przy szkole. Było tam wszystko, od higieny i żywienia po medycynę taktyczną. Od razu przyciągnęła mnie medycyna, w tym medycyna taktyczna, której pojęcie było mi znane już od 2014 roku. Było tam ciekawie i spokojnie, bo wszyscy bezustannie zajmowali się sporządzaniem wniosków dla wojska, szpitali, a także opiekowali się przesiedleńcami. Szczególnie zabawnie było patrzeć na tych farmaceutów, którymi wszyscy staliśmy, tłumaczyliśmy przez tłumacz leki z hebrajskiego… żeby przynajmniej zrozumieć, czym one są. To mnie naprawdę zainteresowało i od tego momentu pogrążyłem się w wolontariacie.

Co Marlog znaczy dla ciebie dzisiaj, co on dla ciebie znaczy teraz?
Yulia Hrebeniuk:Odpowiem, że od początku moim celem i misją było zaangażowanie się i zrobienie wszystkiego, co możliwe, aby pomóc Ukrainie. I dokładnie tak się czuję do dziś. Wszyscy wykonujemy świetną robotę, której potrzebuje wojsko, i czerpię z tego osobiste pocieszenie. Na początku było strasznie i nie wiedziałyśmy, gdzie iść, martwiłyśmy o dzieci, a potem Marlog pojawił się w moim życiu, gdzie wszyscy ludzie są myślący podobnie. Energia ludzi jest taka sama jak ludzi na Majdanie. Wspinanie się z nimi na górę nie jest straszne. Tutaj ludzie po prostu siedzieli od rana do wieczora i formowali ładunki humanitarne, aby jak najszybciej wysłać pomoc potrzebującym.

Opowiedz nam więcej o ludziach. Dlaczego nadal to robią, co ich łączy? Mimo wszystko była taka szansa, zasady mają jeszcze możliwość wyjazdu za granicę, ale zostali i nadal działają jako wolontariusze. Dlaczego?
Yulia Hrebeniuk:Przede wszystkim po co wyjeżdżać za granicę? Tu w Kowlu jest względnie spokojnie, jakoś życie toczy się dalej. Ogólnie, ludzie wrócili do swoich miejsc pracy, tylko w wolnym czasie udzielają się jako wolontariusze. A Marlog to jest misja dla każdego. Każdy z nas ma już swój własny kierunek i obszar odpowiedzialności. Ale tak naprawdę ta wojna trwa już ponad rok i wielu ochotników się wypala… Przecież wciąż musimy zarabiać na życie, mamy własne rodziny, które też potrzebują wsparcia i uwagi. A wolontariat zajmuje cały wolny czas. Teraz mamy już partnerów i żołnierzy, którzy na nas liczą i nam ufają. Dlatego nie możemy po prostu porzucić tej sprawy, porzucając tym samym naszą armię.

Powiedziałaś, że wolontariat jest inspirujący, ale trzeba przyznać, że wielu wolontariuszy wypala się emocjonalnie taką pracą. Jak sobie z tym radzisz?
Tak, bardzo szybko i mocno. Ale wszelkiego rodzaju wyjazdy i rekolekcje wolontariackie ratują życie. Oczywiście chciałabym, żeby zdarzało się to częściej, ale w każdym razie uważam to za bardzo oszczędne. A podczas takich wydarzeń zespół jeszcze bardziej się jednoczy i oczywiście odpoczywa.

Opowiedz nam trochę o organizacji Marlog-Caducej. W końcu Marlog to wspólny projekt 5 organizacji, w tym „Marlog-Caducej”? Jaka jest historia stworzenia i za co ogólnie odpowiada ta organizacja pozarządowa?
Yulia Hrebeniuk:Organizacja pozarządowa „Marlog-Kaducej” powstała w czasie wojny na pełną skalę, która wzięła na siebie odpowiedzialność za oficjalne rozliczanie i raportowanie ładunków humanitarnych. Już trochę później cała odpowiedzialność przed prawem dla projektu „Marlog” została przeniesiona na barki naszej organizacji pozarządowej. Dziś niesiemy pomoc humanitarną szpitalom wojskowym, opiekujemy się rannymi żołnierzami, dostarczamy leki taktyczne, higienę i żywienie.

Jaka jest Twoja rola w organizacji pozarządowej „Marlog-Kaducej”?
Yulia Hrebeniuk:Tam odpowiadam za formowanie zaopatrzenia medycznego, rozliczanie otrzymanej opieki, sortowanie itp.  A razem z tym odpowiadam za SMM - zupełnie nowe hobby, które odkrył we mnie Marlog. A kiedy dostaję fotoreportaże z naszego wojska, czasami po prostu nie chcę zakrywać twarzy naszych bohaterów uśmieszkami. Każdy musi widzieć i znać twarze tych, którzy stają w obronie cywilizowanego świata. Wiecie, byłam przekonana, że Marlog odkrył w ludziach nowe zdolności i talenty, tutaj ludzie znaleźli to, co im się podobało. Tak naprawdę nigdy w życiu nie miałem styczności z farmaceutykami, nie jestem lekarzem, ale od tak dawna komunikuję się przez telefon w tym samym temacie. Czasami klienci pytają nawet, z kim się komunikowali, a ja odpowiadam: „Wcale nie jestem lekarzem, tylko od roku jestem wolontariuszem”.

Każdy Ukrainiec przeżywa wojnę na swój sposób, każdy z nas ma swoją wojnę. Czym ona jest dla Ciebie?
Yulia Hrebeniuk:Strach. Zawsze jest strach. Wojna zmusza do przemyślenia całego życia i ustalenia priorytetów. Wszystko wydaje się teraz inne. Każdy dzień przeżywam tak, jakby był jednym z ostatnich, bo nie wiadomo, gdzie wyląduje kolejna rakieta. Dziś ograniczam się w wiadomościach, prawie ich nie czytam, choć kiedyś śledziłam wiele kanałów z Telegramu. Nadal dostaję wszystkie wiadomości telefonicznie z wojska, szpitale wojskowe też dzwonią, żeby przekazać wiadomości i przesłać zdjęcia i filmy tego, co się u nich dzieje.
Walczę na froncie – zapewniając solidne tyły naszym obrońcom

Jaki masz teraz stosunek do Rosjan?
Yulia Hrebeniuk:Nie miałam w Rosji przyjaciół, tylko bardzo dalekich krewnych, z którymi osobiście nigdy się nie komunikowałam, tylko moi rodzice i rodzina prowadzili z nimi od czasu do czasu rozmowę. Ale po rozpoczęciu wojny na pełną skalę przestali się z nimi komunikować. Ci ludzie mają po prostu bardzo wyprane mózgi.
Po prostu czuję nienawiść do narodu rosyjskiego. Nienawidzę… Nienawidzę ich każdą komórką mojego ciała. I myślę, że trzeba będzie to nieść przez pokolenia, żeby nawet dzieci, wnuki i prawnuki wiedziały i pamiętały, co zrobiły te zwierzęta, ten naród. W żadnym wypadku nie należy tolerować języka rosyjskiego.

Wiem też, że ma Pani odznaczenie Naczelnego Dowodcy Sił Zbrojnych Ukrainy Walerija Załużnego? Co to dla Ciebie znaczy?
Yulia Hrebeniuk:Wydaje mi się, że robię wszystko, co mam robić jako obywatelka Ukrainy, a nagroda jest tylko potwierdzeniem, że jestem na dobrej drodze i jestem widzianą. To dla mnie zaszczyt. Kiedy twoje starania są doceniane na tak wysokim poziomie, to oczywiście bardzo to cieszy. Pan Załużnyj jest moim przywódcą i współczesnym bohaterem. Będę na starość się chwalić takim osiągnięciem wnukom (śmieje się).

Gdybyś miała okazję powiedzieć coś każdemu Ukraińcowi, co byś powiedziała?
Yulia Hrebeniuk:Każdy z nas musi zachować swój front i zrobić wszystko, co możliwe, aby pomóc krajowi. Wszyscy robimy, co w naszej mocy, dla przyszłości. Nie zapominajmy, że toczy się okrutna wojna, w której codziennie giną nasi żołnierze i nasi ludzie. Idą na front, aby nasz kraj miał przyszłość. Wszyscy powinniśmy stale przekazywać darowizny na rzecz wojska. Bez względu na to, jak jest to trudne, Ukraina płaci niezwykle wysoką cenę za nasze względnie spokojne życie. Wszyscy razem musimy zbudować niezawodny tył. Tam, na froncie, jest stale ogromne zapotrzebowanie na opaski uciskowe, apteczki taktyczne, środki higieniczne i odzież dla rannych. Wszystko to szybko się zużywa, więc jest to codzienna konieczność dla wojska.

A gdybyś mógła coś powiedzieć ludziom z całego świata, co by to było?
Yulia Hrebeniuk:W zasadzie to samo, ale wcześniej przypominam, że Ukraińcy walczą nie tylko o siebie i swój kraj, ale także o cały cywilizowany, demokratyczny świat! Podziwiam każdy naród, który pomaga Ukrainie, ale po ponad roku wszyscy są zmęczeni. To wszystko jest zrozumiałe, ale społeczność międzynarodowa nie może zapominać, że jest to wojna dla wszystkich. Jeśli się poddamy, będziesz następny. Musimy wytrwać i potrzebujemy w tym pomocy wszystkich. Dziś cały świat powtarza zdanie „Nigdy więcej”, ale dla każdego Ukraińca w dniu „24 lutego 2022 r.” zabrzmiało „znowu”. I żeby „znowu” nie brzmiało dla innych narodów Europy, Ukraińcy muszą walczyć i zniszczyć rosyjskiego agresora.
Morderstwa dzieci, przemoc wobec ludności cywilnej, zniszczone miasta – oto, co niesie ze sobą rosyjski reżim. Dziś Ukraina walczy o ludzkość, o jej prawo do spokojnego nieba.






PORTAL WYŚWIETLONO 17011 RAZY






"4 Ukraine" Siła kobiet
"4 Ukraine" Жіноча сила"
"4 Ukraine" Die Macht der Frauen








Projekt finansowany przez:
Projekt gefördert durch:
Проект фінансується: